Hej, terve, 你好!
Dziś coś z współczesnej, izraelskiej literatury, z którą mam tyle do czynienia, co nic, ale! "Ból" to zdecydowanie dobra wizytówka. Od razu ostrzegam, że w przypadku tej recenzji; może być konieczne "małe spoilerowanie", jednak mam nadzieję, że nie zaboli!
Fabuła
Iris, która jest główną bohaterką książki. Przeżyła atak terrorystyczny i choć minęło od tego czasu dziesięć lat, to nadal wraca myślami do tego wydarzenia, zastanawia się, co mogła zrobić, aby uniknąć tego nieszczęścia. Jednak im dalej w las, tym więcej winnych znajduje; nawet zaczyna podejrzewać swojego męża o zbrodnię.
Do tego wszystkiego dochodzi jej wielka miłość z lat nastoletnich - Ejtan. Kobieta nie jest w stanie o nim zapomnieć. A nadchodzące sytuacje wcale jej tego nie ułatwią. Poza tym, Iris jest mamą dwójki dzieci; Almy, która wyjechała do Tel Awiwu i Omera, który był wyjątkowo ciężkim przypadkiem. Główna bohaterka ma na głowie jeszcze dyrektorstwo w szkole. Dlatego wątków jest sporo i każdy z nich porządnie rozwinięty i chwała autorce za to.
"(...) przypominając sobie haiku, które kiedyś cytował Miki, o poecie, który poszedł medytować do pustelni, a po powrocie na miejscu domu zastał zgliszcza. Zamiast opłakiwać stratę, napisał: "Spalił się skład rzeczy, nic nie przysłania twarzy księżyca."
Trochę o "Bólu"; niby-romansie
Szczerze? Byłam przekonana, że to będzie romans. Może nie z samego początku, może nie patrząc na okładkę, ale brnąc przez fabułę, z każdą kolejną stroną, miałam w głowie "oho, no to się władowałam". I nie zrozum mnie źle, akurat ja jestem typem osoby, która za romansami to tak średnio przepada i chcąc nie chcąc, mając na półce do wyboru wcześniej wspomniany gatunek, a thriller, to raczej wybiorę to drugie. Chyba że na książce widnieje nazwisko "Schmitt" to całkowicie inna sprawa.
I właśnie; "Ból" przypominał mi nieco stylem pisania, opisami emocji, przeżyć - Schmitta. Psychika głównej bohaterki - Iris - jest tak rozbudowana, rozłożona na wiele czynników, że absolutnie nie miałam problemu z tym, aby przywiązać się do niej, zrozumieć jej poczynania, które faktycznie momentami były, lekko pisząc, szalone, ale przede wszystkim wypełnione miłością. O tak, z Iris emanowała miłością. W pierwszej połowie czułam, że chce dostać miłość, chce być kochana i uporczywie do tego dąży, a w drugiej odwrotnie. Iris dawała to uczucie pewnej, niezwykle ważnej osobie, którą wcześniej zaniedbywała.
Zeruya, jak Schmitt, pielęgnowała emocje bohaterów. Kocha się z poetyckimi, momentami bardzo objętościowymi opisami uczuć, co mnie zawsze urzeka. Pragnienie wielkiej miłości i bycie zawiedzionym własnym małżeństwem wręcz brzydzić się partnerem - to właśnie Iris. Bohaterka, która jest zmęczona, która zaczyna zastanawiać się nad sensem wszystkiego, co robi, która ma w głowie wiele niezamkniętych spraw nie tylko związanych z rodziną, pracą szalenie ważną dla niej, ale także z odkrywaniem siebie. Dlatego jest ona dowodem na to, że możesz mieć pięćdziesiąt lat i więcej, mniej, a jednak ciągle dowiadujemy się o sobie czegoś nowego. I nie ma w tym nic złego.
Iris to ciekawa postać, nie mam wątpliwości, co do tego. Na pierwszych stronach nie do końca się polubiłyśmy, a jednak była to kwestia kolejnych rozdziałów, aby przekonywać się do tej kobiety.
"Drodzy rodzice, zachęcajcie dzieci, by prosiły o wybaczenie swych kolegów, jeśli ich zranią, i dawajcie im osobisty przykład, kiedy wy będziecie przepraszać za zranienie. Pomóżcie im się dowiedzieć, w jaki sposób zdolność wybaczenia umożliwia rozpoczęcie procesu uleczania i gojenia ran. Wasza Iris Ilam."
Wracając jeszcze do samej kwestii romansu. Moje przeświadczenie o tym, że tę książkę należałoby położyć na półce pod tym właśnie gatunkiem, zniknęło. Teraz, kiedy myślę o "Bólu" autorstwa Zeruyi Shalev nie mam w głowie namiętnej miłości między kobietą i mężczyzną, znaczy to też, ale myślowym priorytetem jest raczej relacja między matką a córką. Dla mnie bezdyskusyjnie.
Iris chciała być dobrym rodzicem. Przecież zajmowała się dziećmi w szkole, radziła matkom, co mają zrobić z ich maleństwami, które były szczególnie ciężkie w wychowaniu. Co więcej, była w tym bardzo dobra, a jednak coś sprawiło, że między nią, a córką nie działo się najlepiej. Kiedy wyjechała pracować do Tel Awiwu, dopiero wtedy do Iris zaczęło to docierać. I teraz powstaje pytanie; czy da się zbudować most wypełniony troską i czułością między dwiema takimi osobami, skoro Alma (córka) miała już ponad dwadzieścia lat? Alma, z którą dużo lepiej dogadywał się tata i to właśnie do niego dzwoniła, jego informowała o swoich rzadkich przyjazdach do domu. Alma, która odczuwała brak zaangażowania matki w nią, jej życie, jej psychikę.
Ale znowu, czy możemy winić Iris, jeśli przeżyła atak terrorystyczny i to wydarzenie nie dość, że mocno odbiło się na niej psychicznie to także fizycznie?
Te pytania długo mi towarzyszyły podczas lektury jak również po niej i nadal ciężko jest mi wydać osąd. Bo w końcu jaki jest przepis na idealne wychowanie? I kurczę, coraz bardziej interesuje mnie ta kwestia. Chętnie poczytałabym książki o ogólnie pisząc, dobrym wychowaniu. Ciekawi mnie spostrzeżenie innych, znaczniej doświadczonych ode mnie osób na ten temat.
A koniec "Bólu" jest magiczny, dający ukojenie i to dziwne uczucie po skończeniu całości.
"- Sama nie wiem - mruczy, a Iris jej przerywa:
- No właśnie, ale ja wiem. Wszystko jest w porządku. Zgaś światło i idź spać. A swoją drogą rozmawiałam wcześniej z twoją mamą, powiedziała, że bardzo za tobą tęskni. Ucieszy się, jeśli za niedługo przyjedziesz do domu.
Noa zastyga w progu.
- Naprawdę tak powiedziała? To nie w jej stylu - powiedziała, ale Iris się upiera.
- Zdziwisz się, ale ludzie się zmieniają. Szczególnie matki."
Czy Ciebie też tak ujęła okładka? Nie wiem dlaczego, ale kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam to zachwyt momentalny. Jest nietypowa, wyróżniająca się spośród innych i niepasująca do współczesnych, estetycznych "standardów". I przede wszystkim; idealna do zdjęć!
Mogę to nazwać książką dla wrażliwców. Dla osób, które lubią psychologiczne portrety bohaterów. A w szczególności wydaje mi się, że "Ból" dotknie tych mających problemy z rodzicami, u tych, u których te relacje nie są do końca takie, jakie powinny być. Nieważne, jakiego kalibru jest to kłopot.
I na pewno tą lekturą będę się dzielić bardzo chętnie w moim środowisku. Jestem ciekawa, w jaki sposób inni ją odbiorą i czy interpretacja jej to w głównej mierze kwestia własnych przeżyć.
A oczywistym jest, że po książki tej autorki chwycę jeszcze, bo zdecydowanie nie spodziewałam się znaleźć "izraelskiego Schmitta."
Tymczasem wszystkiego dobrego!
Ból:
Kipu
(tòng) 痛