My i oni (后来的我们)
Cześć, moi, 你好!
Oryginalny tytuł / pinyin: 后来的我们 / "Hou lai de wo men"
Angielski / polski: "Us and them" / "My i oni"
Oryginalny tytuł / pinyin: 后来的我们 / "Hou lai de wo men"
Angielski / polski: "Us and them" / "My i oni"
Tytułem wstępu
Są słowa, które zdecydowanie nadużywam na tym blogu. I tym razem posłużę się jednym z nich, aby określić tę chińską produkcję.
ROZCZULAJĄCY.
Nawet teraz, kiedy jestem prawie po tygodniu od obejrzenia tego tytułu czuję, najprościej rzecz ujmując, smutek. Patrzę na te wszystkie kadry dodane w poście i nadal odczuwam wiele emocji związanych z główną parą bohaterów; Jianqing i Xiaoxiao, których będę wychwalać pod niebiosa.
Wykorzystując sytuację, pochwalę się, że w końcu mam Netflixa i takim sposobem trafiłam na opisywaną produkcję. Zaraz po zakupie rzuciłam się na chińską twórczość. "My i oni" był moim pierwszym filmem, dlatego stwierdzam, że swoją filmową przygodę na tej stronie zaczęłam z impetem.
Przed seansem obejrzałam urywki i poczułam w nich coś w rodzaju, kurczę, chyba tak muszę napisać: sentymentu. Trochę się bałam z początku, bo zaczęło zalatywać komedią romantyczną, ale jak szybko przyszedł ten strach, tak szybko sobie poszedł.
ROZCZULAJĄCY.
Nawet teraz, kiedy jestem prawie po tygodniu od obejrzenia tego tytułu czuję, najprościej rzecz ujmując, smutek. Patrzę na te wszystkie kadry dodane w poście i nadal odczuwam wiele emocji związanych z główną parą bohaterów; Jianqing i Xiaoxiao, których będę wychwalać pod niebiosa.
Wykorzystując sytuację, pochwalę się, że w końcu mam Netflixa i takim sposobem trafiłam na opisywaną produkcję. Zaraz po zakupie rzuciłam się na chińską twórczość. "My i oni" był moim pierwszym filmem, dlatego stwierdzam, że swoją filmową przygodę na tej stronie zaczęłam z impetem.
Przed seansem obejrzałam urywki i poczułam w nich coś w rodzaju, kurczę, chyba tak muszę napisać: sentymentu. Trochę się bałam z początku, bo zaczęło zalatywać komedią romantyczną, ale jak szybko przyszedł ten strach, tak szybko sobie poszedł.
Fabuła
Przejdźmy do fabuły, bo czuję, że zaczynam mieszać. Jianqing i Xiaoxiao to młodzi ludzie, zaczynający swoje odpowiedzialne, dorosłe życie. Przez przypadek spotykają się w pociągu i od razu zaprzyjaźniają. Chłopak zauważa, że jest ona inna od dziewczyn, które już zna, a Xiaoxiao znajduje w nim przede wszystkim wsparcie. Jesteśmy świadkami ich rozwijającej się relacji. I wcale nie jest ona nudna; różnica charakterów postaci dostarcza nam wiele przygód, problemów i starań zrozumienia drugiej strony. Co jak co, ale tworzą nietuzinkową całość.
Po latach spotykają się ze sobą, a te chwile wypełnione są górami, rzekami i nizinami emocji.
Po latach spotykają się ze sobą, a te chwile wypełnione są górami, rzekami i nizinami emocji.
Moje, pandzie zdanie
Słucham muzyki Ludovico Einaudi i myślę o tym filmie, co samoczynnie przyprawia mnie o łzy. Nie przypuszczałam, że takie będą konsekwencje obejrzenia romansu. (Jak się okazało potem, to jednak melodramat.) Ale! Już się tłumaczę. Nie jest to byle jaki romans czy melodramat. Nie jest to nawet romans z serii romantycznych i ckliwych. Ani melodramat zrobiony na siłę, byleby płakać z błahych powodów co drugą scenę. Co to, to nie. To prawda, że produkcja przesiąknięta smutkiem, ale tym z rodzaju wyjątkowo dokuczliwych i dotykających. Na początku jest fajnie, jest sielankowo, bo dostajemy na tacy cały szereg wesołych, radosnych, a nawet szczęśliwych chwil, które produkują przywiązani do siebie przyjaciele. A potem, wyjątkowo wyjątkowa historia zmierzająca do permanentnej samotności.
To, co szczególnie zostało mi w pamięci to fakt, że Xiaoxiao była jedną z osób marzących o spokojnym życiu wypełnionym rodziną, stabilną pracą i codzienną, kolorową rutyną. Dlatego nieustannie szukała chłopaka i miała ich sporo, jednak jej związki nie były trwałe. A Jianqing na odwrót. On chciał osiągnąć sukces, chciał wielkich pieniędzy, chciał być szanowanym informatykiem i pójść w kierunku gier komputerowych. Wierzył mocno w to, że jeśli teraz klepie biedę, to dzięki jego celom, godzinom poświęconym wielu grom uda mu się zdobyć fortunę.
Stukam w tę klawiaturę i mam wrażenie, że zdania opisujące ten film brzmią tak prosto, jakbyśmy mieli do czynienia z filmem dla nastolatek i to tym z niższych półek, z oklepaną fabułą. I przyznam się bez bicia, że i ja tak myślałam przez chwilę. Nie do końca kusił mnie opis, bardziej obraz, muzyka, emocje wypisane na twarzach (i język mandaryński, chińskie ulice, wszystko chińskie!). A wcale nie dostajemy papki! Zaserwowano nam porządne kino, w którym możemy się wypłakać, pośmiać, przywiązać do bohaterów, bo trzeba uwzględnić to, że nie są oni irytujący. Są naturalni i naturalna jest relacja między nimi.
Niesamowite i klimatyczne są też kadry. Podoba mi się zabieg kolorystyczny zastosowany przez reżysera Rene Liu. Podobnie wyglądało to w filmie Kar Wai Wonga "Happy Together", gdzie w tych szczęśliwych momentach ekran aż ociekał barwami, tętnił kolorami, a kiedy obserwowaliśmy przygnębiające, samotne okresy z życia postaci, to kadry stawały czarno-białe. Uwielbiam to, bo mam wrażenie, że reżyser jeszcze mocniej pozwala mi wgłębić się w myśli, stan przedstawionych ludzi.
Absolutnie subiektywne powody, dla których warto zobaczyć "My i oni":
- Cudowne kadry oddające szczególność pokazanej historii.
- Naturalnie przedstawieni bohaterowie. Przeurocza Dongyu Zhou. Należą się oklaski dla aktorów.
- Emocjonalna relacja między dwiema młodymi osobami. Nie jest ani płytka, ani wyjałowiona. Raczej taka, która zostaje w głowie na długo i którą czuje się nawet po tygodniu od obejrzenia.
- Język mandaryński i wszystko powinno być jasne!!
- Łatwo dostępny: jest na Netflixie.
- Muzyka, która przyśpiesza bicie serca.
- Chińskie kino to zdecydowanie nie tylko sztuki walki.
- Jeśli masz ochotę popłakać, to proszę bardzo!
- Mimo że, fabuła nie jest zawiła, to wciąga.
Koniec
Tak ładny film zasługuje na ładny koniec recenzji, dlatego posunę się do tego, czego zwykle nie robię, czyli do cytatu niewyciągniętego bezpośrednio z produkcji.
Ja wiem, znowu coś dla wrażliwców, ale obiecuję, że Netflix zobowiązuje mnie do obejrzenia paru filmów, w których jest więcej akcji, niech będą sztuki walki i w ogóle wybuchów. Mam w planach sporo wpisów związanych z Chinami, ale co z tego wyjdzie - nie wiem, zobaczymy. Czytam m.in. "Chiny bez makijażu" Marcina Jacoby'ego i jestem zachwycona także, jeśli nie pojawi się tutaj recenzja tej lektury - to też polecam, a co!
Wszystkiego dobrego ☺
Recenzja:
Arvostelu
影评 (yǐngpíng) tylko odnośnie recenzji filmowych!
"Mało kocha ten, kto potrafi słowami wyrazić, jak bardzo kocha."Czuję, że jeszcze wrócę kiedyś do "My i oni". Urzekła mnie historia Jianqing i Xiaoxiao. Oboje byli charyzmatyczni i na swój uroczy sposób się dopełniali. Nie jest to lekki film, jakby się wydawało przy pierwszych minutach. Złamał mi serce, a chyba najgorsze i najbardziej dotkliwe są sytuacje, kiedy dochodzi do tych złamań, chociaż wcale się ich nie spodziewamy. Gorąco polecam!
Dante Alighieri
Ja wiem, znowu coś dla wrażliwców, ale obiecuję, że Netflix zobowiązuje mnie do obejrzenia paru filmów, w których jest więcej akcji, niech będą sztuki walki i w ogóle wybuchów. Mam w planach sporo wpisów związanych z Chinami, ale co z tego wyjdzie - nie wiem, zobaczymy. Czytam m.in. "Chiny bez makijażu" Marcina Jacoby'ego i jestem zachwycona także, jeśli nie pojawi się tutaj recenzja tej lektury - to też polecam, a co!
Wszystkiego dobrego ☺
Recenzja:
Arvostelu
影评 (yǐngpíng) tylko odnośnie recenzji filmowych!