Słowem wstępu
Dzień dobry wszystkim 大家好
W przerwie od nauki języka angielskiego przychodzę dziś z recenzją filmu, który dostępny jest na Netflixie. "Więcej niż myślisz" (lub w oryginale "The half of it") jest kolejną młodzieżówką na Pandzi, mimo że tak strasznie wyrzekam się tego gatunku. Na swoje usprawiedliwienie mogę napisać: to był czysty przypadek.
Zresztą,
bardzo miły przypadek.
Zacznijmy od kwestii formalnych: Premiera tejże produkcji miała miejsce 1 maja bieżącego roku, więc jest świeżynką. Zalicza się ją do komedii romantycznych, a za scenariusz jak również reżyserię odpowiada Alice Wu, która ma na swoim koncie zaledwie dwa filmy. Omawiany dziś "Więcej niż myślisz", ale także "Zachować twarz" z 2004 roku, który, swoją drogą, zbiera na Filmwebie dużo lepsze oceny.
Fabuła: Ellie jest wzorową uczennicą. Zdobywa same najlepsze oceny, dlatego jej rówieśnicy walą do niej drzwiami i oknami, żeby napisała za nich wypracowania. Ona na tym korzysta, bo niemało ceni sobie każdą taką pracę. Jednak pewnego pięknego, cudownego dnia przychodzi do niej futbolista, Paul z misją specjalną. Chce, aby Ellie napisała dla niego list miłosny.
Robi to, aczkolwiek na jednym liście się nie kończy.
Emocjonalny bełkot
"Więcej niż myślisz" będzie mi się kojarzyć z zaskoczeniem. Wielkim, ogromnym zaskoczeniem, gdy coś, co kliknęłam spontanicznie, nawet nie zastanawiając się, czy mam na to ochotę czy nie, okazało się naprawdę dobrym, a przede wszystkim przyjemnym filmem.
Czy jest on odkrywczy? Absolutnie nie. Czy jest banalny? Myślę, że tak. A mimo to, nie mogłam oderwać się od ekranu, co jest dla mnie niewytłumaczalnym zjawiskiem, żeby komedia romantyczna tak przypadła mi do gustu.
Jednak potrzebne są konkrety. Bardzo podobały mi się tła rodzinne trzech głównych bohaterów. Każdy z nich ma inną sytuację w domu. Ellie, która jest chińskiego pochodzenia, urodziła się w Xuzhou, zamieszkała z tatą w Ameryce. Jej mama nie żyje, tata czuje dysforię z powodu bariery językowej. Paul musi przejąć biznes rodzinny. W innym razie zawiedzie swoją ukochaną mamę. Aster wychowuje się w bardzo religijnej rodzinie, a w dodatku tata jest wyjątkowo surowym rodzicem. Te większe i mniejsze zarysowania sprawiały, że łatwiej było mi wczuć się w sytuację danego bohatera, a w przypadku kwestii romantycznych - dodawało to niejako pikanterii. Co jest, wydaje mi się, wielkim plusem w tego typu gatunkach literackich/filmowych.
Jak już przy tym jesteśmy. Uwielbiam postacie, które tutaj wystąpiły (główni bohaterowie - świetnie zagrani, ale do pobocznych niestety można byłoby się przyczepić w wielu kwestiach). Polubiłam i Ellie, i Aster, i przeuroczego, przekochanego Paula. Wiadomo, nie są to tak zarysowane ikony, aby doszukiwać się w nich większej głębi czy czegoś podobnego. Właściwie bazują na pojedynczych cechach, ale to jest przyjemne, niewymagające i z jaką łatwością przyszło mi bohaterów polubić! Innymi słowy, białe jest białe, czarne jest czarne i bez szarości po drodze. Mnie to jak najbardziej odpowiada, gdy mówimy o nieangażujących produkcjach, które mają nam dać rozrywkę, miło odciągnąć od rzeczywistości, ale żeby utkwić na tydzień w głowie czy rozmyślać nad nimi - no nie. Dlatego uważam, że jest to dobry tytuł na niedzielny wieczór, kiedy chcemy się troszkę pośmiać i pójść spokojnie spać. Chociaż ja przyznaję, że tak się zaangażowałam w historię, że na końcu płakałam, ale myślę, że jest to skrajny przypadek.

Jeśli chodzi o koniec. Cóż tu dużo pisać, zawiódł mnie. Był strasznie zrobiony, jakby trochę na odwal się, czego strasznie nie mogłam przeżyć. Tutaj nie do końca adekwatnym jest określenie "happy ending" czy "sad ending". Jest to raczej gdzieś po środku i jasne, czasem zakończenia, które sami mamy sobie dopowiedzieć są fajne, dodają uroku, ale przy tym tytule, według mnie, jest to wyjątkowo nietrafione. Co prawda, podczas ostatnich ważnych, puentujących kwestii moją reakcją były łzy, ale ich następstwem stało się obojętne "meh". Dlatego moim zdaniem "Więcej niż myślisz" kuleje przede wszystkim na końcu.
O zdjęciach też muszę wspomnieć, bo chwilami były naprawdę ładnie zrobione. Kolorystyczna uczta dla oczu.
Podsumowanie
Na Filmwebie dałam temu filmowi aż 7/10. Sama się sobie dziwię, ale tak pozytywnie zaskoczył mnie ten tytuł, że ta ocena wydaje mi się jak najbardziej zasłużona. A jest to bardzo miła przerwa od poważnych dokumentów, które ostatnio zbieram na swoje konto, ale o tym jeszcze nwspominać.
Ostatnie słowa i idę uczyć się dalej angielskiego: pomimo słabych ocen, które zbiera ten film, polecam. Naprawdę z całego serduszka polecam osobom, które chcą obejrzeć coś luźnego, niezobowiązującego, a można nawet głupkowatego, bo akcje czasami są absurdalne, ale kurde, nie mogę się pozbyć uczucia, że ten cukierkowy świat jest idealnym odpoczynkiem od kwarantannowej codzienności, w której się znajdujemy.
Co jak co, ale jedno trzeba przyznać. "Więcej niż myślisz" oderwało mnie od dwutygodniowej, blogowej prokrastynacji, a to już dużo mówi!
"Przyjemne" - słowo podsumowujące.
Trzymajcie się ciepło, ale co najważniejsze - zdrowo!
Panda Fińsko-Chińska